Wrzesień 2016

Nie żebym cokolwiek o koniach wiedziała! Niewiele 😉 Wsiadam po prostu i…sunę 😉 Podskakuję rytmicznie, jeśli cokolwiek to ma z rytmem wspólnego. Zabawa jest tak ogromna, że nie potrafię Wam tego opowiedzieć, no nie! Zwłaszcza dnia następnego jest miło 😉

Mam już swojego konia oczywiście. Nazywa się Brikhva. Teraz już wiem. Zapamiętałam! Najpierw dałam mu polskie uproszczenie…Blerwa. Jakoś nie reagował 😉
Opanowałam dwa słowa: wio i pyrrr. Brzmią śmiesznie – aczu i gaaczered. Zwłaszcza „stój” jest dziwne, bo długie! Zanim je wypowiem – jestem 15 metrów dalej niż bym chciała 😉
Każdy oczywiście do konia mówi po polsku. Rozmawia z nim wręcz! A to żeby nie żarł tyle. A to żeby się napił. A to że jest kochany. A to że mądry. I że w ogóle…bezwarunkowo mu ufa 😉 Wyjścia nie ma…Koniu należy się bo poddać! 😉
To był mój trzeci raz 😉 Mój. Moja drużyna bowiem w siodle – po raz pierwszy! ZUCHY! I właśnie dlatego, tego dnia nie zapomina się nigdy…Nie mamy toczków, ochraniaczy czy innych „żółwików”. Nasza pierwsza lekcja w życiu zaczyna się i kończy…bez lonży! W terenie jaki zwala z kopyt…

Konie na Kaukazie…Sen na jawie!
I tylko żal się budzić…
Do zobaczenia Brikhva…Do zobaczenia w lipcu!

p.s. filmik z wrześniowej lekcji – w zakładce Video 😉

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.