Kiedy myślę…wyprawa do Gruzji, w głowie mam tę pierwszą. Zawsze. Tę z maja 2014. Tę najważniejszą. Tę, która naznaczyła miejsce w którym jestem dzisiaj. Miejsce o którym wówczas nawet nie myślałam… Wystarczyło. Jedna (!) wyprawa do Gruzji, a zmian w życiu…dziesiątki! Nowe marzenia. Nowe wyzwania. Nowe cele. Nowa jakość. I Miłość całkiem nowa. Nowa wtedy. Dziś po prostu constans. Dziś pielęgnowana z namaszczeniem. Podlewana. Użyźniana. Już nie tak Nowa, ale wciąż Czysta. Świeża. Prawdziwa. I wciąż pachnąca Wolnością. I w końcu rozumiana!
Tylko te powroty. No są ciężkie. Są trudne. Bolą mocno!
Coś się kończy. Zawsze. Za chwilę jednak znowu zacznie się od nowa! A to czekanie…jest jak…tlen! Czekanie w ogóle jest cudowne. Nawet nie tyle czekanie, a oczekiwanie! Tak. Zdecydowanie oczekiwanie na ten dzień jest jak siedzenie na bombie z endorfinami! Najlepszy lek na chandrę? Wyprawy Gruzja! Potwierdzi to każdy, kto choć raz miał szansę tam być. Tam zasnąć i tam się obudzić. Z tym spaniem zresztą to różnie… Gruzja bowiem to kraj wymagający niezłej kondycji od turysty. Niemniej…aklimatyzacja następuję błyskawicznie… Już po powitalnym winie na lotnisku…
Zamknij oczy, wyłącz codzienność, pomyśl…Gruzja, pomyśl…Gruzja wyprawy, pomyśl…Gruzja Moja Miłość!
Kocham Cię Sakartvelo. Do szaleństwa.