Zwyczaje

Przemyśleń ciąg dalszy…Tak wyszło 🙂
Sezon bowiem przygotowany niemal w pełni i załogi w dużej mierze niemal w całości obsadzone, to co?
To nosi mnie i te moje emocje. Po prostu…

Wczoraj było o poszanowaniu Toastów. To dzisiaj dalej o poszanowaniu…
Gruziński Czas.
Tak…To jednostka również wyjątkowa. Nad wyraz szczególna!
Może nie aż tak unikatowa jak toasty, acz wielce specyficzna. I z pewnością, i ona trafi kiedyś na listę dziedzictwa. Jakiegoś 😉
Tego jest tyle, przykładów w sensie, że sama się normalnie gubię w ich przywołaniu. W ich chronologii 😉
Zacznę więc od końca.
Może to głupie, ale właśnie to zdarzenie, na jednej z tuszyńskich polan wiele przede mną odkryło…
Jest lipiec. W obozowisku pod Diklo, nieopodal granicy z Dagestanem, budzi nas cudowne słońce, rżenie koni, ciepłe powietrze i wszech okalający Kaukaz. I zapach jeszcze tlącego się od nocy ogniska… Płynnie przechodzimy od śniadania do pakowania. W zasadzie bez słów. Każdy jest duży i w mig łapie co ma zrobić i jak może pomóc. Niewygaszone dotąd ognisko staje się oczywiście bardzo przydatne. Ale nie o tym 😉
Chłopaki nasze od koni, oczywiście wiedzą najlepiej co robić. Wiedzą doskonale. I wszystko robią po…gruzińsku.
Ba! To jeszcze mały pikuś. Oni tam, w Tuszetii robią wszystko po tuszyńsku! 😉
O tym jaki to kaliber osobowości pisałam onegdaj bardzo szeroko…Jak nie zapomnę, to podepnę tu link do tamtego posta. Na pewno zapomnę 😉

Ale wracając.
Mam w oczach taki obraz. Kadr jeden. Sytuację, swą zwykłością nadzwyczajną…I oddziałuje ona na mnie do dziś jak, sama nie wiem jak co…Pokazuje coś tak oczywistego, a banalnego jednocześnie, że aż mi wstyd z tego zadziwienia…Orutnie!

Giorgi siodła jednego z koni. Może swojego. Może mojego. Nieistotne. Robi to jednak z namaszczeniem. Z dbałością o każdy szczegół. Przede wszystkim liczy się to, by koń był równomiernie obciążony – waży więc w obu rękach ładunek, oceniając czy oby nie jest zbyt ciężki, a jeśli nie, to czy na pewno po równo rozłożony. I tak się „bawi” dłuższą chwilę, sprawdzając między czasie popręg po raz enty…
I nagle, jakieś 3-4 metry dalej, dzwoni jego telefon- rzucony uprzednio niedbale na jeden z plecaków.
I? No właśnie…I nic!
Chłopak ani drgnie. Patrzę i nie wierzę! Ja przecież wyskakuję z wanny by odebrać, albo przypalam ziemniaki, bo już odcedzone zdążyłam na kuchenkę do obsuszenia odstawić! A on nawet głowy nie odwrócił!
Czekam. Mija następne 10 – może 15 minut. Koń wydaje się być gotowy do drogi. Poklepany oddala się na popas…
A Giorgi? A Giorgi bez jakiegokolwiek pośpiechu lezie w końcu po ten cholerny telefon…
Pytam go, nie mogąc oczywiście utrzymać języka za zębami, a i pewnie wyraz twarzy miałam mało rozgarnięty przy tym…
– dzwonił i dzwonił! Może to coś ważnego?!
Spojrzał na mnie z kompletnym brakiem zrozumienia, a nawet rzekłabym…z politowaniem…
– oszalałaś? A moja praca nie była ważna??? Zrobiłem. Skończyłem. Jestem. Oddzwaniam. Mało? Ech Ashaaaa…

Właściwie już teraz nie wiem, czy dalej rozwijać temat gruzińskiego pojęcia czasu. I wartości. I priorytetów.
Bo sytuacja z Diklo przemawia do mnie otwartym tekstem…Jasnym i czytelnym jak mało co na świecie.
Wszystko w Gruzji ma swój rytm. I czas jest tam na wszystko. Wtedy kiedy przyjdzie pora, rzecz jasna. Zawsze odpowiednia!

Pomału zaczynam to ogarniać. Pomału, mozolnie, acz z sukcesem, zaczynam poddawać się temu…ichnemu spokojowi. Ichnemu wyważeniu. Ichnemu „podxodovi k jizni”…
Po prostu…zluzowuję. Od napinania się można co najwyżej pęknąć. A kto to potem posprząta…Zwłaszcza w Gruzji? 😉

-Kiedy będziemy? Jak dojedziemy…
-Daleko jeszcze? W kilometrach zawsze tyle samo…
-Na którą będą konie? Jak osiodłamy…

Czy można to pokochać? Można.
Zaakceptować? Nie ma wyjścia.
Zrozumieć? Ale po co?
Prościej się temu poddać.
Choćby spróbować nauczyć się…pieścić swój czas…
Pozwolić mu rządzić sobą, choćby przez moment! Rozsmakować się w chwili…
Zwolnić. Po prostu Trwać…Po prostu…Żyć…

Wszak…Od czego innego Kochani są wakacje?…
——
„Asha??? Kuda tak biejish??? Ne speshi! Ne speshi…” – to zdanie słyszę w Gruzji najczęściej 😉

Tylko że…Sakartvelo???
Ja paradoksalnie spieszę się właśnie do Ciebie…

Cudnego dnia!
asha 😉

Czasem się złoszczę. Niekiedy 🙂
Nie rozumiem bowiem, jak można nie rozumieć…
Nie szanować?
Toasty. Gruzińskie.
Pewnie, że większość znam na pamięć.
Ba! Dokładnie potrafię wyczuć, jaki padnie za moment…I ile będzie trwał 🙂

Nie. Nie nudzą mnie. Nie męczą.
Wiem w jakim kraju jestem. I po co.
W kraju j e d y n y m Kochani z t a k ą tradycją. Unikatową*!
Wybrałam świadomie.
Jestem w Gruzji. W kompletnie Innym Świecie. Chłonę. Wciąż!
I nie jestem tu, by psioczyć na tradycję lub ją modyfikować. Jestem po to, by ją poznać. By się od niej uczuć.
Kultura stołu. W każdych okolicznościach.
Kultura biesiady. Kultura picia. I dobry sposób na brak kaca 😉
I niby te toasty są często takie same. Utarte. Powielane. Niby.
Za każdym jednak razem inna jest sytuacja. Kto inny siedzi przy stole. Kto inny więc słucha. Bądź nie…
I aura jest inna. I to ona spina klamrą jakoby i tembr głosu moich gruzińskich guru i sposób mowy, i egzaltację, akcent i szczerość przekazu. Bądź lawirowanie.
Nam trudno jest może nawet nie tyle pojąć istotę toastów, istotę Tamady więc, ale to, że ktoś nami „rządzi” 😉
Że jak zabiera głos, to automatycznie staje się „święty”.
Że wymaga posłuchu jak najsroższy belfer w szkole.
Że sprowadza nas do poziomu nieprzygotowanych do lekcji dzieci…
Tak. Myślę, że to boli nas najbardziej 😉
Podporządkowanie. A przecież tak bardzo tego nie lubimy…
A ja myślę sobie tak.
Zapomnijmy Kochani, że mamy jakąkolwiek misję. Że jest nią krzewienie w Gruzji europejskich norm i zasad. Że oto przywieźliśmy ze sobą matriarchat, emancypację, i wyzwolenie wszelako pojęte.
Nie. Przykro mi, ale nie 😉
W końcu przyjechaliśmy do Gruzji dobrowolnie.
I jak uświadomimy sobie, że po to właśnie, aby zetknąć się z Innym, że to my, w tej naszej podróży chcemy od Nich czerpać i dzięki Nim poznać to, co jedyne w świecie absolutnie, wówczas…nic nas ani nie zmęczy, ani nie sfrustruje 😉
Nie ma Kochani gruzińskiej supry bez toastów.
Nie ma toastów bez tamady – mistrza ceremonii.
Jeśli takowe czasy nadejdą…Nie będzie już t e j Gruzji…

Dobrego tygodnia!
Gaumarjos!

asha 😉

*od 22 marca 2017 r. supra, czyli tradycyjna uczta gruzińska, znajduje się na liście niematerialnego dziedzictwa kulturowego UNESCO.