Odnaleźć klucz…

Odnaleźć klucz

14.03.2019

Dziesiątki mail. Setki pytań. Dostaję. Od wyruszających. Od planujących. Samodzielnie.

I cudnie! Gruzja czeka na wszystkich! Wszystkich potrzebuje. I dla każdego z Was, niezależnie od formy podróży…ma wszystko! Byleby tylko umieć po to sięgnąć…

Pytania są do mnie – to postanowiłam udostępnić Wam, to co radzę. To jak odpowiadam. To jak myślę i jakie emocje mną targają. Jak mnie ponosi czasem 😉

Słowem – odpowiedzi, refleksje, spostrzeżenia…sercem pisane. Sercem, ale i zdobytym dotąd doświadczeniem. Wciąż pogłębianym. Nigdy nie dostatecznym.

Kochani.

Nie ma w Gruzji czegoś takiego jak wycieczki jednodniowe…Nie uznaję. Ja.

Nie wtedy, kiedy naprawdę chce się coś inaczej zobaczyć, nie odhaczyć i choć trochę poczuć ten kraj… I nie wtedy, kiedy chce się obcować z ludźmi naprawdę, w ich pracy, zmęczeniu i radości, w codzienności jaką mimo, że potwornie trudna rozjaśniają sobie gruzińską duszą i winem…J

A cały zaś pobyt w kraju, o t a k i e j historii i t a k i m bogactwie maści wszelakiej, musi być po prostu jedną wielką wyprawą objazdową! Setki kilometrów do zrobienia!

I tylko posiadanie auta i przewodnika/kierowcy na wyłączność, na cały pobyt, od a do z, tylko to, w moim przekonaniu, pozwoli na zrealizowanie maximum w posiadanym czasie. Na wyciśnięcie z tego pobytu wszystkiego. Bo wówczas czas nie ucieka przez palce. Bo to nie wyśmienicie oznakowana Europa. Bo nie tracimy czasu na studiowanie mapy i pytaniu o drogę. Ba! Najpiękniejsze miejsca, te nieodkryte masowo – nie pojawiają się na niej w ogóle i nie przeczytamy o nich w przewodnikach. Bez Gruzina – ani rusz.

Ale przecież chyba o to chodzi? O to by się w kraj zagłębić? Wgryźć od zaplecza? Aby wiedzieć co, wiedzieć jak i wiedzieć gdzie? Co absolutnie nie oznacza więziennego reżimu! Zresztą o jakim my reżimie w Gruzji mówić możemy 😉

Piszę o tym, bo po prostu wiem doskonale, że tylko człowiek, który zna kraj na wskroś, ma pojęcie o drogach i kilometrach do przebycia, czuje różnicę między 100km na mapie a w realu, który jest odpowiedzialnym kierowcą i spędza za kółkiem tysiące kilometrów nie rocznie, a miesięcznie, zna wszystkich i jest rozpoznawalny i tylko taki, któremu się chce! – tylko taki będzie wiedział Kochani gdzie Was zawieść, gdzie zakwaterować, gdzie zboczyć z utartego szlaku, aby było po gruzińsku naprawdę, a nie sztampowo i li tylko terytorialnie. Nie zabłądzi, nie ściemni, nie nadłoży kilometrów. I jeszcze wiele innych „i”…

I to jest m ó j klucz do Gruzji. I tej mojej ze mną, ale i tej dla Was „w pojedynkę”.

I dlatego właśnie tak bardzo drażni mnie podejście niektórych. Niektórych Tych. Tych po tamtej stronie. Tych nie moich 😉 Wkurza nawet wtedy, kiedy dostosowują się do Waszych wytycznych. Coś poczytaliście, coś obejrzeliście, coś słyszeliście. Próbujecie się przygotować. I super! Przekazujecie więc dalej, tę Waszą kształtującą się wizję tripu, acz wciąż jeszcze kompletnie Wam obcą. To naturalne. Nie znacie przecież tych miejsc. Ilość kilometrów jest dla Was tylko cyfrą i trudno Wam ją przełożyć na godziny potrzebne dla ich przebycia. To zrozumiałe również. Acz lekcja przyjdzie szybko 😉

Do czego zmierzam? Bo gotowam się zgubić J

Ano zmierzam do tego, dlaczego właśnie tak ważne jest, na kogo się trafi. Zwłaszcza w Gruzji.

Zmierzam w prostej linii do tego, że to człowiek znający temat – kierowca, gospodarz, przewodnik, organizator, to on powinien zasugerować Wam trasę i wykreować Wam podróż marzeń! Tymczasem odnoszę wrażenie, że nie wszystkim zależy na Waszym powrocie 😉

Jasne, że ślęczenie za kółkiem, w niewiarygodnej koncentracji i podzielności uwagi jednocześnie!, bycie tragarzem, przewodnikiem, tłumaczem i kolorytem lokalnym w jednym nierzadko, to katorżnicza robota tam! I nie każdemu, naprawdę nie każdemu chcę się nadto spocić i nadto zmęczyć…Ale przepraszam…Czym więcej o tym myślę, tym większy mam niesmak. Niesmak i boleść taką ludzką! Bo, przysięgam, zrozumieć nie jestem w stanie, jak można „zaopiekować” się gośćmi nie pokazując im tego, co absolutnie trzeba i co więcej – można, nie pokazując im nawet…skrawka Wysokiego Kaukazu!

Okaleczanie. Nie zgadzam się!

I jak powiecie, że będąc w Gruzji, nie widzieliście choćby jednego kultowego miejsca wysokogórskiego…ciężko to będzie komukolwiek zrozumieć…I straszne to i śmieszne jednocześnie. Zależy kto będzie słuchał

Wściekła jestem. Bo to jest właśnie to, czego nie znam. Osobiście. Nie znam, bo doświadczam tej pięknej Gruzji. I tej nie-pięknej nigdy nie spotkałam. I pewnie dlatego tak uparcie wierzyłam, że tak się nie zdarza…Że to niemożliwe. Że wszystkim w Gruzji zależy na tym samym. Na Gruzji.

A jednak możliwe. Da się jednak zepsuć pobyt. I okaleczyć odbiór. Nawet bardzo…

Jestem też jednak bardzo szczęśliwa. Moje różowe okulary trzymają się wyśmienicie. Leżą od lat jak ulał. Bo? Bo znam ludzi na których mogę polegać. Bo „moi” Gruzini są jak z bajki. Jak z bajki! Przyjaźnię się z nimi od lat, a teraz współpracuję.

Nigdy, w żadnej minucie nie zawiedli ani mnie, ani nikogo z moich gości, ani nikogo kogo znam. I ta relacja nasza, to oddanie i wzajemny szacunek i ufność, to wszystko przekłada się na każdą wspólną podróż. Dodaje smaczku, kolorytu i tego na wskroś prawdziwie gruzińskiego sznytu. I nie, nie wyobrażam sobie Gruzji bez nich… To jest mój klucz. I pilnuję go jak oka w głowie.

Już miałam finiszować, ale jeszcze jednak mnie nosi…Nie ogarniam. Nie rozumiem. Nie zgadzam się! Jak można być na zachodzie na przykład i nie zobaczyć Swanetii? Wież rodowych w Mesti? Lodowca Chalaadi nie zdobyć cudnym trekkingiem? A Ushguli? Położonego u stóp Szhary? Przecież to najwyższy szczyt gruzinskiego Kaukazu…Jezusiu…Jak można, mając czas, ominąć takie „must see”? No jak? To tak jak być w Kacheti i wina nie skosztować…albo wyjechać nie znając smaku chinkali…Albo przejechać Drogę Wojenną nie docierając do Kazbegi…

Przepraszam Kochani za ten atak emocjonalny 🙂 Znacie mnie jednak. Inaczej nie potrafię. I nie chcę.

Bo chcę czegoś innego. Bo pragnę całą sobą, aby każdy się zakochał. Zakochał, poczuł, oszalał, a potem wrócił! I innych zaraził!

Bo Gruzja potrzebuje turystów…Ogromnie! A oni wrócą i opowiedzą innym o niej z zachwytem wzruszenia w oczach tylko wtedy, kiedy ktoś odpowiednio Sakartvelo im pokaże…

A znam i spotykam wiele osób które zostały skrzywdzone. Chociaż chyba bardziej Gruzja…Niektórzy są na tyle zdeterminowani, że podejmą kolejną próbę odkrycia tej części świata. Jeszcze raz. Inni jednak…wolą jak najprędzej zapomnieć, że w ogóle na Kaukazie byli…

Często też czytam, że pragniecie prawdziwości. Że marzy Wam się poobserwowanie jak żyją zwykli Gruzini…I, że macie na poczucie tego…chwilę dosłownie. Tak przejazdem po prostu…Myślicie więc złudnie, że wystarczy wysiąść gdzieś na moment, niemal w biegu, aby -jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki – zobaczyć jak żyją Gruzini…

Kochani! Przecież oni ż y j ą właśnie! Nie odgrywają, przepraszam znowu, jakiejś roli na zamówienie…Taneczne show narodowe można zobaczyć w restauracji 🙂

Nie poznasz jednak Gruzina, kultury tradycji i duszy! jeśli nie zasiądziesz z nim do prawdziwej domowej supry…jeśli z nim nie pobędziesz, nie zajrzysz do jego kuchni…na podwórku nie pogonisz krowy, nie ubłocisz butów, bo akurat kostki nie położyli jeszcze…Nie poczujesz Gruzji Człowieku, jeśli nie obudzisz się rano i nie pokłonisz szczytom Kaukazu nisko…

Moi Mili, Drodzy moi…pragnę Wam jeszcze coś powiedzieć, uspakajając troszkę na koniec. Emocje i Was J

To nie jest tak, że straszę, wyolbrzymiam, spisuję każdy indywidualny wyjazd „w ciemno” na straty. Nie! Po prostu mi…ogromnie żal.

Bo właśnie o to chodzi, że Wam wcale nie musi być źle! Ubogo w doznania, czy w miejsca odwiedzone. I pewnie będziecie zachwyceni! Nie wykluczam tego absolutnie.

Żal mi dlatego, że po prostu wiedzieć nie będziecie co Was ominęło…I to wkurza mnie najbardziej. 

Do Zakochania w Gruzji!

asha

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.