Pięć tygodni. Zaraz minie. Minęło? Zresztą mniejsza o szczegóły. Fakt jest taki, że kiedy wracałam z Gruzji 10 lipca, cieszyłam się na ciut dłuższą przerwę. W końcu są wakacje! (choć pogoda w Gdańsku niezmiennie mówi co innego) Pobędę z rodziną, wyjedziemy raz czy dwa – razem pobyć, nacieszyć się, chłonąć siebie. Nie straciłam ani dnia! Wykorzystałam każdy – na wszystko. Nawet ciepełka złapałam nad jeziorem! I na karuzelach byłam – okropnych…brrr!
Córka, jeśli rzecz jasna nie ma ciekawszego zajęcia – na krok mnie nie odstępuje! Zresztą jest już taka duża! Dorasta z dnia na dzień…I zaczynamy gadać sobie po babsku 😉
Mąż wyrozumiały wciąż ;-), a co najważniejsze…rozkochuje się w Gruzji…Wolniej, zdecydowanie wolniej niż ja, acz konsekwentnie! 😉
Zatem…piękny czas miałam w domu. Wcale nie spokojny, ale czy to rzeczywiście o spokój w życiu chodzi? No nie, właśnie nie. No może o ten “święty”. Codzienność jednak lubię, jak jest zwariowana. A nawet nieprzewidywalna – o ile nie mówimy o rachunkach za prąd i telefonach z wodociągów 😉 Taka forma ekscytacji mnie jakoś nie porywa 😉
Kanapę też lubię. Tylko szybko mi się nudzi. Może powinnam zmienić na miększą???
Tak. Potrzebowałam tego czasu. Tego miesiąca ponad. By pobyć. Przygotować się do następnego. Pomyśleć. Nacieszyć. Napatrzeć. Na-uczestniczyć. (podkreśliło, więc pewnie nie ma takiego słowa? Ależ jest! Ja mam ;-))
Czy jestem spakowana? Nie. Nie jeszcze. Ale sterta ciuchów do prasowania już wypełzła z szafy. Czyli dobry kierunek 😉
Czy jestem szczęśliwa? Tak. Upojona szczęściem jestem!
Nasycona lecę…oczy obrazem nakarmić innym zgoła…Powietrzem prostszym pooddychać…Z ludźmi nowymi po przebywać…Gruzję im pokazać…Gruzji Mojej, mam nadzieję, nauczyć…
To już za 6 dni!
9 sierpnia 2016